Z Tanah Rata dostalysmy sie stopem, ktory tak ja pisza przewodniki jest super w Malezji, do Ipoh. Z Britngchang zabral nas przemily Pan Roni:D , ktory przez cala droge czyli okolo 2 godzin mowil non stop!!! A ze Alinka siedziala z przodu to poznala cala historie jego zycia, np: toyote mu ukradli, ale jego przyjaciel japonczyk poznany na rybach sprzedal mu swoja, po czym Roni sprzedajac ja zarobil tyle co poprzednia toyota byla warta (podobno skradziona toyote widziano w Tajlandii), bardzo skomplikowana sprawa........
Przesympatyczny Roni kupil nam kolbe kukurydzy u jednego z miliona swych przyjaciol i zabral nas na podobno najlepsza w calej Malezji biala kawe - oczywiscie kupil ja u swego przyjaciela:) kawa byla rzeczywiscie pyszna, pilo sie ja prosto z woreczka i do tego slomka. Wszystkie napoje na wynos sa tak sprzedawane.
Z Ipoh juz autobusem ruszylysmy na Penang. Na wyspe Penang prowadzi most o dlugosci 13,8 km, podono trzeci najdluzszy most na swiecie - Niewiarygodne!!!!!! Po drodze zlapala nas potezna ulewa ( w koncu to monsun:) . Na szczescie na dworzec przyjechal po nas nasz dobry juz znajomy Mun Munawar z KL:)
A u Muna w domu trafilismy na swieto muzulmanskie - swieto miesiac po zakonczeniu Ramadanu. Cala rodzina przy stole, wszyscy w tradycyjnych strojach. Trzeba tu dodac ze ojciec Muna pochodzi z Indii a mama jest pol tajka pol malajka. Do tego my wparowalysmy w krotkich spodenkach i koszulkach na ramiaczkach, ale przeszlo gladko. Na dodatek dostala nam sie super malezyjska kolacja przygotowana przez mame Muna. A wieczorem jak to z Munem bywa - clubing!!!! MUn ma wszedzie znajomych, wiec wchodzilsmy do niesamowitych knajp. Zwlaszcza pierwsza na morzu, z widokiem na zatoke...bajka. Wlasciciel restauracji, ktory jest japonczykiem opowiedzial nam o swojej bylej dziewczynie Krystynie z Krakowa...jaki ten siwat maly:)
KOlejnego dnia pojechalysmy do Georgetown zobaczyc jak miasto wyglada w ciagu dnia. Bylysmy w muzeum - dosc ciekawie pokazane roznice pomiedzy malajami, chinczykami i hindusami zyjacymi razem w Malezji. Ale reszta miasta - mimo iz jest na liscie UNESCO- specjalnie nas nie zachwycila.
Co nas dziwi Georgetown to nie jedno miasto, a jakby czesc miasta ktore ciagnie sie po calym wschodnim wybrzezu wyspy...dziewczyny wiedza o co chodzi, ale ja (Zocha) nie do konca:p