Luang Prabang mimo, ze liczy sobie tylko niecale 30 tys. mieszkancow, jest jednym z najwazniejszych miast Laosu. Na pierwszy rzut oka zachwyca swoja architektura, niespiesznym tempem zycia, wszechobecna aura spokoju...Jest to pierwsze istotne miasto na naszej trasie w Laosie, dlatego wlasnie tutaj zwracamy szczegolna uwage na budownictwo. Luang Prabang ma wiele starych, drewniancyh budynkow, swiatyn - spokojnych jak cale otoczenie miasta, nieprzezloconych jak w pozostalych krajach Azji Pd-wsch. Niektore swiatynie przywodza nam na mysl wrecz stare szlacheckie folwarki. Nie to jednak zaskoczylo nas najbardziej. W przeciwienstwie do innych miast tego regionu tu nowo powstajace budynki sa zwyczajnie ladne - z klasa i smakiem. Mozliwe, ze wplywa na to obecnosc miasta na liscie UNESCO.
Jednym z przyjemniejszych miejsc w Luang Prabang jest deptak wzdluz rzeki. Powolne zycie toczace sie nam Mekongiem, piekna architektura i klimatyczne knajpki sprawiaja, ze mozna zaszyc sie tutaj na caly dzien. Czegos wyjatkowego i aury duchowosci dodaja miasteczku mnisi w charakterystycznych pomaranczowych szatach, pojawiajacy sie na kazdym kroku.
Nie wiem czy to ta luzna atmosfera, czy moze urokliwe miejsca sprawily, ze oddalysmy sie tutaj absolutnie wszystkim dostepnym dla nas przyjemnosciom, a co za tym idzie wydalysmy kupe kasy! Ale co tam - raz sie zyje!!:)
Miedzy innymi skusil nas rejs po Mekongu. Mial to byc ekstremalny, mrozacy krew w zylach splyw superszybka lodka, czyli tzw. "speed boatem" (60km/h!). Niestety nie sprawdzilysmy wczesniej jak taki speed boat ma wygladac i lodz, a raczej lupinka, ktora wybralysmy ledwo rozwijal predkosc 10km/h. Na szczescie po drodze wypatrzylysmy prawdziwe speed boaty i natychmiast sie przesiadlysmy, slono oczywscie doplacajac za te przyjemnosc. Warto bylo!! Choc dla nas - ludzi o mocnych nerwach nie byla to taka znow ekstrema :p
Kiedy indziej zafundowalysmy sobie pobyt w lokalnej saunie. Naprawde cudo!!:) Sauna ta sklada sie z trzech pomieszczen: malej sauny parowej, gdzie na jakis 1mkw przypadaja jakies 3 osoby - praktycznie same Laotanki i my (sauna oczywiscie nie jest koedukacyjna), korytarz gdzie serwuje sie niezliczone ilosci goracej, darmowej, lokalnej herbatki i zimny prysznic. Po tej wizycie czulysmy sie jak nowo narodzone :)
Jedno popoludnie spedzilysmy na rowerkach podziwijac okoliczne swiatynie i urokliwe alejki. To znow dzien konczylysmy w swietnym, choc nie najtanszym barze, do ktorego wiedzie chwiejny bambusowy mostek. Ale czego nie robi sie dla wieczoru ze scrablami:)
Na samym Luang Prabang goruje wzniesienie z ogromna zlota stupa ( cos w rodzaju pomnika o ksztalcie dzownu). Na szczyt prowadzi bardzo przyjemna sciezka, gdzie po drodze mozna podziwiac rozne wcielenia Buddy - mozna znalezc Budde oniedzialkowego, wtorkowego..i tak az do niedzieli:p Wyjatkowym miejscem dla buddystow jest odcisk stopy Buddy - mozna by sie spodziewac, ze to cos rzeczywiscie niesamowitego, az tu gdy dochodzi sie do malej kapliczki, a wniej czarna dziura! Oj duze te stopy mial Budda :)
Ze szczytu rozciaga sie przepiekny widok na cale miasteczko, plynacy leniwie mekong i pobliskie buddyjskie waty (klasztory). Najbardziej spektakularny widok rozciaga sie podczas zachodu slonca...
Ah i jeszcze ten nocny targ w Luang Prabang!!Temu juz w ogole nie da sie oprzec! Niezliczone ilosci szaliczkow, chusteczek, poscieli, pierdolek i wszystko to naprawde ladne i bez tandety. Jak dotad to najciekawszy targ jaki widzialysmy. Znowu plecaki coraz ciezsze...