Odbylysmy 12-godzinna podroz pociagiem klasy trzeciej (oczywiscie najtanszym) z Chaiyi do Bangkoku. Bylysmy jedynymi turystkami w pociagu i zarazem jedna z najwiekszych atrakcji na tej trasie. Tajowie byli dla nas bardzo uprzejmi:) KOniecznie chcieli z nami pogadac, choc zrozumienie graniczylo z cudem :p
Na droge zaopatrzylysmy sie w 3 lokalne piwka Chang i wielka pake krakersow, aby swietowac urodziny Zofii, ktora poprzedniego dnia musiala swietowac samotnie w swojej celi. Jedna pani na odchodnym podarowala nam solone orzeszki - bardzo trafione do naszego Changa:)
Ciezka noc to byla, aczkolwiek cena tej przyjemnosci bardzo odpowiednia Chaiya - Bangkok 211 Bht/os (ok 22zl)
W pociagu mozna kupic absolutnie wszystko, co tylko mozna zjesc! Sprzedawcy nie dadza sie przegapic...A pani z suszonymi rybami...wyczuc :p
W Bangkoku z samego rana spotkalysmy sie z poznana wczesniej w Malezji Beata. Kolejne dni w spedzimy w czworke :) Zawsze jakas odmiana :). Hotel w BKK mamy wiecej niz przyzwoity, w bardzo przyzwoitej cenie, mianowice jakies 16 zl za pokoj dwuosobowy. Jestesmy nieziemsko dumne z wyszukania takiej odpowiedniej stawki dla naszego budzetu :)
Dziesiejszy dzien w BKK przelecial leniwie. Wloczac sie ulicami miasta bez wiekszego celu zaszlysmy na targ amuletow, ktory okazal sie wielkim rozczarowaniem. W zasadzie same Buddy do kupienia (a tego mialysmy przesyt po ostatnich 3 dniach :)). Pokusilysmu sie tez o konsumpcjesmazonych/suszonych robakow roznej masci. I tak np. biala glista smakuje jak chips!! konika polnego i zaby nie odwazylysmy sie odgryzc, bo taka mial mine jakby go na prawde zywcen w tym grillu smazyli...
Co najwazniejsze, przybylysmy do BKK w dniu urodzin krola!! Co oznacza, nic innego jak wielka feta i szalenstwo: fajerwerki, masa ludzi, papierowe lampiony puszczane w niebo... Portret krola w Bangkoku zdobi asbsolutnie kazde miejsce w tym miescie: sklepy, ulice, szpitale, domy, hotele.... itd. Jest to krol w kazdym wiekowym wydaniu - od przedszkola do opola.